Ona i on.
Dwoje ludzi porównywanych przez wszystkich do dwóch połówek jednego jabłka. Dla siebie stworzonych, sobie przeznaczonych, bo oboje zranionych i odrzuconych. Samotnych w tłumie.
Wszystko w ich związku było harmoniczne. Nie zgrzytał dysonansem ani jeden element wspólnego życia.
Mieli wiele, bardzo wiele. Stabilizację i dużo pieniędzy.
Nagle przyszedł kryzys. Trwał latami i bolał. On nie wytrzymał i odszedł do innej kobiety. Ona zapadła się w sobie i odeszła w swój wewnętrzny świat.
Nie zdążyli posiąść najważniejszego – siebie nawzajem.
Nie zdążyli odkodować swoich gestów, nie nauczyli się czytać mapy swoich emocji, ani wychwytywać minorowych tonów w głosie…
Byli partnerami, ale nie zostali przyjaciółmi…
Wyjaśnienie, dlaczego tak się stało, jest z pozoru proste, jeśli się patrzy na to z dystansu. Pieniądz daje nie tylko możliwość posiadania wielu rzeczy. Daje też narkotyzujące poczucie władzy oraz mocy sprawczej. Chce się jej więcej i więcej. Ambicja nabiera innego wymiaru, w którym nie ma miejsca na wrażliwość, słabości, czy ograniczenia.
Wbrew pozorom wiele par doświadcza takiego stanu. Chociaż osiągnięty przez nich status społeczny jest różny, to każda z nich wcześniej czy później dochodzi do momentu wypalenia, rozładowania akumulatorów.
Często przegrywa ona. Zatrzymuje się na środku drogi wyścigu szczurów, a on mknie dalej, bo jest królem-zdobywcą. Odległość między nimi staje się coraz większa, a jego głos zaczyna rozpływać się w przestrzeni. W pewnym momencie ona zostaje na drodze sama. W ciszy dopada ją refleksja, że pogubiła się w życiu. „Mieć” pożarło „być”.
Nagle rozciąga się czas. Kobietę dopada świadomość straconych lat i ominiętych w amoku cennych chwil. Świadomość pogrzebanych wartości, niezrozumiałych słów, które miały dobrą moc.
To nie tak miało być…
Tylko że przetasowanie priorytetów nie gwarantuje szczęścia. To nie działa jak pstryczek-elektryczek. Nie wyłączymy przeszłości w jedną sekundę. Czy tego chcemy, czy nie – ona jest w nas. Musimy się z nią zmierzyć.
Jak zatem być twardym i zmierzyć się z demonami, kiedy kamienna skorupa pozorów zaczyna pękać i ma się wrażenie, że już za moment przez powstałe szczeliny wyleje się wezbrana rzeka łez, a z nimi wypłyną nasze słabości, kompleksy oraz niespełnione marzenia? Te prawdziwe…
Wtedy dopada panika. Plącze myśli w supeł, który ciąży w głowie coraz bardziej i bardziej. Aż do bólu, który trzeba jakoś znieczulić, spacyfikować. Metod jest wiele. Ale każda z nich, literalnie każda, ściąga na dno.
Kiedy rozlegnie się trzask, znaczy, że skończył się lot w dół. Jest ciemność, cisza. Obok nie słychać nikogo. Samotność pośród pobojowiska, jakie zostało z dotychczasowego życia. Ból i strach, że to dno ostateczne…
Jednak nie ma takiego dna, do którego nie można zapukać od spodu. Trzeba tylko własnymi rękami, kalecząc się o kamienie, wkopać się głębiej. Zajrzeć na dno od środka. Przyjrzeć się sobie z innej perspektywy, wyciągnąć wnioski oraz zacząć się odbudowywać.. Cegła po cegle, zdzierając paznokcie do krwi stawiać na nowo fundamenty własnych myśli, przekonań, emocji.
Walka z samym sobą jest najbardziej upiorną walką, jaką człowiek może w życiu stoczyć. Tym bardziej, jeśli osiągnął poziom zero. Można opanować mechanizmy rządzące ludzką psychiką i stać się manipulantem relacji międzyludzkich. Ale siebie człowiek nie oszuka nigdy. Dlatego w całym procesie powstawania z popiołu jest milion momentów krytycznych.
Powstaje pytanie, jak można sobie pomóc w tej walce?
Najłatwiejszym rozwiązaniem jest podjęcie terapii, ale nie oszukujmy się, nie każdy ma na to czas i środki finansowe. Przyjaciel? Partner? No cóż, w takich krytycznych momentach zazwyczaj człowiek zostaje sam…
Co zatem pozostaje? Wszystko. Należy się rozglądać i czerpać ze świata pozytywne przykłady, wzorce. Każda metoda jest dobra, byle wznieciła wolę walki.
Jeśli weźmiemy pod uwagę literaturę współczesną, hasło: „powieść, która daje nam otuchę i nadzieję, że w życiu każdy problem ma happy end”, wywołuje u ludzi ironiczny uśmiech. Taka reakcja jest wynikiem tego, że wiele powieści tego gatunku nie ma głębszych wartości psychologicznych, są miałkie i grają na emocjach czytelników.
Jednak są wśród nich takie, które mogą z całą pewnością być polecane jako wsparcie w kryzysie.
Do takich powieści należy niewątpliwie najnowsza książka Karoliny Wilczyńskiej „ Jeszcze raz, Nataszo” będąca psychologicznym portretem kobiety, która zdała sobie sprawę, że jej życie było jednym wielkim oszustwem. Niestety, wnioski przyszły za późno. Natasza traci męża, przyjaciół. Zostaje jej tylko luksus, do którego tak konsekwentnie dążyła.
Jak zerwać z przeszłością? Jeśli także zadajecie sobie takie pytanie, Natasza wam odpowie jednoznacznie. Z przeszłością się zerwać nie da. Nie można wymienić sobie głowy z supłem ciężkich myśli, na inny, pusty jeszcze model.
Więc co zrobić? Natasza, psycholog, szef agencji reklamowej, przełącza się na tryb work Wie, że klienta trzeba uważnie słuchać i starać się zrozumieć, odgadnąć czego oczekuje.
Natasza najchętniej wykrzyczałaby mężowi prosto w twarz, że ją osaczał, hamował, blokował, a dom najchętniej by spaliła. Pierwsze jest raczej niemożliwe, drugie niedorzeczne. Zresztą, świadomość czego tak naprawdę chce, to ostatni etap. Na początku trzeba dotrzeć do przyczyny. Wrócić do przeszłości i z żelazną konsekwencją rozliczyć się sama ze sobą.
Natasza wyjmuje album ze zdjęciami, wychodzi do ogrodu i rozpala grilla.
Karolina Wilczyńska, w swojej książce opisuje najważniejszą kampanię, jaką może stoczyć człowiek – walkę o siebie.
Autorka jest profesjonalistą, więc stworzyła perfekcyjne w każdym szczególe studium walki kobiety samej ze sobą. Pokazała, że ta bezpardonowa bitwa jest warta największych siniaków na duszy, bo w tym przypadku zwycięstwo należy do tych najcenniejszych.
„Jeszcze raz, Nataszo” to bardzo dobra powieść, mająca duży potencjał terapeutyczny. Jak zresztą KAŻDA książka tej autorki. To literacki przykład heroicznego wręcz wysiłku woli w walce ze słabościami, nałogiem, toksycznym partnerem. Obraz prawdziwy do bólu, ale i kojący zarazem. Przeczytajcie, bo nikt nigdy nie zna dnia ani godziny….
Brak komentarzy do “KIEDY ONA ZAPADA SIĘ W SOBIE”