Są powieści, które poza chwilą wytchnienia do naszego życia nie wnoszą nic specjalnego.
Przyjemna, nieskomplikowana lektura jest każdemu potrzebna od czasu do czasu. Jednak tego typu książki nie stymulują na tyle naszego umysłu, aby mógł powstać w naszej głowie wyraźny, wielowymiarowy obraz, który zostanie w naszej pamięci na lata.
Dlatego czytelnicy tak cenią sobie autorów posiadających nie tylko dar pisania oraz wyobraźnię, ale również przekazujących w swoich książkach coś ważnego. Może to być wnikliwa obserwacja socjologiczno-psychologiczna, anatomia problemu społecznego albo historyczne tło. Taka lektura ma głębszy wymiar, bo jest bogatsza o element poznawczy.
Jednym z takich ambitnych pisarzy, którego twórczość miałam ostatnio przyjemność poznać, jest Grzegorz Kozera. Przeczytałam prawie wszystkie jego książki i nie był to czas stracony. Oprócz dobrego smaku, jaki mi pozostał po przeczytaniu każdej z nich, wyniosłam garść nowych informacji na jakiś temat. Zresztą nie tylko ja. Autor w szybkim tempie zdobył sobie swoją prozą szerokie grono czytelników. Do tego stopnia, że jego najnowsza powieść, Króliki Pana Boga stała się jedną z najbardziej oczekiwanych premier kwietnia.
Można powiedzieć, że Króliki Pana Boga są drugą, po Berlin, późne lato , książką wojennego cyklu autora. Piszę „można powiedzieć”, bo zarówno Berlin, jak i Króliki przedstawiają zamkniętą historię, dlatego nie warto się przejmować, że się nie przeczytało każdej z nich. Czuje się jedynie zwykłą ludzką ciekawość, żeby poznać wcześniejsze losy jednego z bohaterów.
Halina, Adam oraz chłopiec o imieniu Honza wracają do Polski po kapitulacji Niemiec. Kobieta i dziecko to byli więźniowie obozu koncentracyjnego, a mężczyzna był robotnikiem przymusowym. W bydlęcych wagonach, w makabrycznych warunkach jadą długie dnie i noce pociągiem do kraju. To, co widzą oraz to, co przeżywają po drodze tylko utwierdza ich przekonaniu, że człowiek może znieść tak wiele, iż śmierć jest najmniej straszną i koszmarną rzeczą, która może ich spotkać.
Ale myli się ten, kto pomyślał, że to powieść o wojennej, a raczej powojennej makabrze, choć ten aspekt też ma duże znaczenie. Przede wszystkim jest to rzetelny obraz historyczny. Bez przekłamania i propagandy. Po kapitulacji Niemiec, koszmar wojny nie umarł w momencie podniesienia białej flagi, ale przeistoczył się w bestię innej, rosyjskiej rasy. Sowieci, jako naród prosty, pozbawiony wszelkich moralnych, ba, ludzkich hamulców, mścili się za swoje krzywdy na Niemcach. Wymierzali sprawiedliwość po swojemu, kierując się najbardziej prymitywnymi emocjami.
Ja jednak bym się skłaniała do zwrócenia uwagi czytelnika na aspekt psychologiczny książki, według mnie równie ważny, jak historyczny.
Spójrzmy więc na tę opowieść tak: Trzech bohaterów łączą traumatyczne wojenne przeżycia oraz wspólna misja – chcą spełnić ostatnią wolę umierającego na gruźlicę małego Honzy. Chłopiec pragnie przed śmiercią pożegnać się z matką, której nie zabrano do obozu i została w jego rodzinnym mieście, Cieszynie. Nawet nie wie, czy ona żyje, ale wierzy, że tak – że w ostatnich chwilach swojego krótkiego życia będzie mógł się do niej przytulić.
Adam, Halina i Honza nie są rodziną. Nie są nawet przyjaciółmi. Adam ocalił chłopca, wyciągając go spod „sterty” nieżywych więźniów. Zaopiekował się nim, doprowadził do szpitala, gdzie okazało się, że mały jest umierający. W szpitalu spotkał Halinę. Oboje, jedyni Polacy w szpitalu, przejęli się losem dziecka i postanowili, że razem spełnią jego ostatnią wolę.
Ale niech nie zwiedzie Państwa ten fakt. Wola podróży do Polski nie jest wynikiem rozczulenia pod wpływem nieszczęścia, tylko jest decyzją czysto instynktowną. Tak trzeba.
I tu właśnie tkwi sedno analizy psychicznej bohaterów. Każdy z nich bowiem jest tak bardzo okaleczonym mentalnie człowiekiem, że jego percepcja rzeczywistości działa pod wpływem skrzywionej optyki. Każdy z nich jest znieczulony na śmierć, na ból i zmęczenie. Głód oraz bezpieczeństwo budzi instynkt samozachowawczy, więc zasady zdobycia pożywienia i schronienia nie zawsze są fair.
Słowo „straszny” ma dla nich indywidualny wymiar, ponieważ Halina, Adam i Honza przeżywają inną traumę, która otępia ich na tyle skutecznie, że tracą zupełnie zdolność do empatii i zapadają się w sobie, w swoich tragicznych wspomnieniach.
Jednak wspólny cel oraz wspólne, ostatnie przeżycia łączą w końcu bohaterów na tyle, że pewnego dnia artykułują to, czego nigdy nie wypowiedzieli. Nazywają strach, rozpacz, upokorzenie po imieniu, przywołując tragiczne obrazy z niedawnej przeszłości. Chociaż po chwili z powrotem zamykają się w sobie, jakby przerażeni własną słabością, to zaczynają być dla siebie ważni, bo nieszczęście i wspólny cel nawiązały między nimi niewidzialną nić porozumienia i solidarności. I być może byłby to początek dojrzałej przyjaźni, gdyby nie agonia chłopca i straszna pomyłka młodego żołnierza wobec kobiety.
Ile człowiek może znieść? Fizycznie i psychicznie?
Tego nie wie nawet sam Pan Bóg. Dlatego musi się przekonać. Na królikach doświadczalnych.
Na ludziach.
To powiedziała Halina, kiedy…
Książkę polecam. Klaudia Maksa
Brak komentarzy do “Króliki Pana Boga”