Autor: Katarzyna Enerlich
Tytuł: „Prowincja pełna czarów”
Wydawca: Wydawnictwo MG
Rok wydania: 2014
Książka objęta naszym patronatem
„Szczęście to pojęcie względne, a jego wymiar zależy od nas samych”.
Taka właśnie filozofia przyświeca Katarzynie Enerlich w każdej powieści pięciotomowego już cyklu „Prowincja”. Autorka stara się uświadomić czytelnikowi, że każdy ma swój kawałek świata, miejsce w którym czuje się najlepiej. Nieważne, czy znajduje się w dużej aglomeracji i czy jest stworzone na miarę cywilizacji XXI wieku. Może to także być drewniany dom w otoczeniu dzikiej natury.
Bohaterką cyklu jest trzydziestokilkuletnia Ludmiła Gold, która mieszka na wsi, kilka kilometrów za malowniczym Mrogąwem. Z dala od miejskiego zgiełku, żyje w harmonii z przyrodą wychowując kilkuletnią córeczkę Zosię. Gotuje zupy z warzyw z własnego ogrodu, który uprawia z pasją; dużo czyta, a wieczorami pisze wiersze oraz kończy swoją kolejną książkę. Właśnie na takim etapie życia spotykamy Ludmiłę w piątym tomie sagi pod tytułem „Prowincja pełna czarów”, który niedawno ukazał się w księgarniach nakładem wydawnictwa MG.
Zamiarem autorki, podobnie jak w poprzednich tomach, nie jest ukoić czytelniczki sielankowym obrazem wiejskiego życia. Jej bohaterka nie żyje na planecie szczęśliwości, tylko jest człowiekiem z krwi i kości. W jej życiu wciąż zachodzi wiele zmian w sferze osobistej i zawodowej, zarówno tych dobrych, jak i złych, a nawet tragicznych. Ona jednakże z wrodzoną sobie inteligencją i pokorą wobec świata i ludzi boryka się z nimi. Chociaż nieraz problemy ją przygnębiają, stara się – mimo wewnętrznego bólu – znaleźć w nich jakiś sens .
Jak czytelnicy zdążyli się zorientować we wcześniejszych tomach, autorka odważnie wplata do swojej obyczajowej, kobiecej powieści wartości poznawcze. Tak jak w tytule, narzędziem prowadzącym do tego celu jest mazurska prowincja.
Katarzyna Enerlich tym razem naszą uwagę kieruje ku lokalnym pruskim podaniom i legendom. W „Prowincji pełnej czarów” poznamy bliżej historie związane z Morągiem oraz innymi małymi miejscowościami. Rzetelność dziennikarska autorki nie pozwoliła na powierzchowne podejście do tematu. Mamy więc do czynienia – mimo gatunku, do jakiego należy ta powieść – ze swoistym dokumentem pruskiej spuścizny na Mazurach urozmaiconej nawet licznymi fotografiami.
To z jednej strony powieść bardzo wzbogaca, bo staje się źródłem wiedzy o regionie. Z drugiej zaś wytrąca czytelnika z rytmu fabuły, tworząc ją bardzo „chropowatą”.
Mnie osobiście to nie przeszkadzało. Z przyjemnością sięgnęłam po wcześniejsze tomy i czuję się przez to dużo bogatsza. Jednak ci, którzy szukają w powieściach obyczajowych bezstresowego odreagowania od codzienności mogą mieć z tym problem.
Niemniej polecam bardzo tę książkę oraz cztery jej wcześniejsze części tym, którym zależy na poszerzeniu horyzontów. Tym bardziej że lektura zapewni nam także inne atrakcje. W tej części „Prowincji” pojawia się bowiem także wątek metafizyczny.
Do starego, zaniedbanego domu na skraju wsi wprowadza się tajemnicza kobieta. Mieszkańcy łączą jej przybycie ze zjawiskami nadprzyrodzonymi, jakie zaczynają mieć miejsce w okolicach starego cmentarza. Mimo że Ludmiła mocno trzyma swoją wyobraźnię w ryzach, ona także staje twarzą w twarz ze zjawą. Jej niepokój podsyca także postać samej nowej mieszkanki, której zmienia się zewnętrzny wygląd. Rozwiązanie tej metafizycznej zagadki przyniesie samo życie i zaskoczy naszą bohaterkę, ale i ujmie za serce.
Zatem nie wahajcie się i jeśli do tej pory nie natknęliście się na twórczość Katarzyny Enerlich, spróbujcie sięgnąć przynajmniej po jeden tom sagi, tym bardziej, że można je czytać niezależnie od pozostałych. Choćby o to, aby pomóc sobie odpowiedzieć co jest w naszym życiu najważniejsze. Odnaleźć priorytety. Przecież we współczesnej rzeczywistości wpływ na nasz charakter i postrzeganie świata mają, nie oszukujmy się, przede wszystkim media. Bo szybciej i taniej. To według nich kreujemy rzeczywistość . Czujemy dyskomfort, jeśli jesteśmy przeciętnej urody, mamy nadwagę, nie stać nas na reklamowane ubrania i kosmetyki. Nawet jeśli lubimy poczciwy chleb ze smalcem, cebulą i ogórkiem, kaszę gryczaną z ze zsiadłym mlekiem czy gotowaną kiełbasę z musztardą, nie podamy tego na kolację ze znajomymi, żeby nikt przypadkiem nie pomyślał, że jesteśmy mocno demodé. I w taki między innymi sposób zaciskamy sobie pętlę na szyi. Im bardziej staramy się dorównać medialnym wzorcom, tym bardziej sznur ogranicza nasz oddech. Zaczynamy czuć się za mało wartościowi, bo nie jesteśmy na tyle zamożni, jak byśmy sobie życzyli, nie dość trendy. Mieszkamy w miejscu, w którym świat zatrzymuje się po 16 po południu, gdzie nie ma teatru, filharmonii, czasem nawet kina… W naszym życiu zaczynamy widzieć same niedostatki i tracimy zdolność spontanicznej radości.
A przecież szczęście nie mierzy się według wagi łazienkowej, grubości portfela czy intensywności życia kulturalnego i towarzyskiego.
I taka jest według mnie myśl przewodnia „Prowincji pełnej czarów” oraz pozostałych części mazurskiej sagi autorstwa Katarzyny Enerlich.
-
Fabuła i treść
-
Jakość wydania
-
Postacie
-
Subiektywna ocena
Brak komentarzy do “„Prowincja pełna czarów””