Każdy autor, który poprzez swoje książki został zaklasyfikowany do określonej kategorii, przeżywa moment, kiedy postanawia wyłamać się z konwencji i stworzyć coś na pograniczu niszy.
Taki eksperyment jest ryzykowny i udaje się tylko pisarzom z wielkim potencjałem wrażliwości i inteligencji, bez których oryginalność zamienia się w literacką egzaltację, która sukces przekuje w wydawniczą porażkę.
Taką próbę ma już za sobą Magdalena Kawka. Jej najnowsza powieść W zakątku cmentarza, czyli koniec wieczności w odbiorze mieni się niczym kameleon, ponieważ wyczytamy w niej to, co mamy w danej chwili ochotę wyczytać.
Jeśli mamy ochotę na czarną komedię, proszę bardzo. Na cmentarzu, na którym rozgrywa się akcja powieści, poznajemy Grubą Damę, Poetę, Artystkę, Trendy Romka, Pasażerkę, Górnika, Powstańca, Ojca Rodziny, Bliźniaczki, Kobietę z Klasą, Motocyklistów, Marysia i innych.
Artystka jest zakochana w proboszczu, Poeta samobójca wciąż nie może sobie znaleźć miejsca, Bliźniaczki ciągle się kłócą, Pasażerka jest „świeżynką” i dopiero uczy się „życia” na cmentarzu.
Przeczytamy przezabawną historię wyprawy mieszkańców do wsi, żeby spacyfikować piejącego za wcześnie koguta. Jednym słowem - naprawdę można się pośmiać.
Jeśli w powieściach lubimy elementy horroru, takie też znajdziemy. Wszyscy mieszkańcy cmentarza boją się … końca wieczności. Bo okazuje się, że życie wieczne wcale nie jest wieczne. Że czasami nad łąką pojawiają się światła i to oznacza, że przybywa Kobieta z Klasą, aby zabrać kogoś z nich. Nikt do tej pory nie poznał magicznego algorytmu, dzięki któremu można by przewidzieć na kogo następnie przyjdzie kolej.
Mamy też szczyptę etnografii, wspomnienia, jak to kiedyś przychodziło się w pierwszą noc listopadową na cmentarz, gdzie prowadzono magiczne obrzędy, guślarz ubrany był na biało i wydawał się, jakby zstąpił z samego nieba. I w kontraście dzisiejszy obraz święta: przewalające się histerycznie tłumy żywych, krzyki znudzonych dzieci oraz potężny, wprawiający ziemię w drżenie odgłos sprzętu nagłaśniającego podczas nabożeństwa – wszystko to wprowadza chaos i zamęt w spokojną cmentarną egzystencję.
Nawet radość z ujrzenia bliskich nie jest tak wielka, jak każdego innego dnia. Jarmarczna atmosfera kiczu i festiwal próżności nie sprzyjają pamięci. Rzadko bowiem w ten listopadowy dzień zdarza się, żeby ktoś przysiadł na ławeczce, w skupieniu zapatrzył się w głąb siebie i łza mu spłynęła na wspomnienie ukochanych oczu.
Czytając Zakątek, możemy się śmiać, bać, nawet płakać, bo opowiadane są w tej książce różne historie. Jednak mimo tego literackiego misz-maszu, jaki prezentuje nam autorka, każdy odnajdzie w tej osobliwej powieści ponadczasowe przesłanie, że wieczność człowieka mieści się w małym skrawku pamięci, gdzieś na wewnętrznej stronie powiek jego bliskich. Człowiek jest nie tylko wspomnieniem. Jest pamięcią, okruchem wzruszenia, zachowaną pieszczotą. Imieniem wyszeptanym w samotnej godzinie, fotografią w albumie.
Nie przez przypadek ubrałam tę refleksję w słowa z książki. Zakątek ma bowiem jeszcze jeden, ogromny potencjał. Język, który świadczy o klasie pisarki. Wspomniałam o różnorodności w powieści. Proszę sobie zatem wyobrazić, że autorka nie tylko funduje nam bogactwo obrazów i historii, ale „przełącza” styl adekwatnie do treści. Mamy zatem wyrafinowany komizm słowny, pięknie opisane ludzkie historie i w końcu przepiękne opisy otoczenia. Każdy z tych stylów jest inny i dopracowany w każdym szczególe.
No i cóż mogę napisać … Przeczytajcie. Tej książki na pewno długo nie zapomnicie.
Brak komentarzy do “W zakątku cmentarza, czyli koniec wieczności”