Dzisiaj w „Literackich rozmowach przy kawie“ gościmy Marcina Szmela, autora niewielkiego tomiku opowiadań Idealne miejsce do życia o nieokiełznanej sile rażenia.
Dzień dobry! Czego się Pan napije kawy, herbaty, wody?
Kawa, niezależnie od pory dnia, kondycji i pogody za oknem. A w dobrym towarzystwie to już całkiem bezdyskusyjnie.
Z cukrem?
O nie, dziękuję, kawa broni się sama!
Pana debiutancki tomik dodał trochę goryczy do literackich kącików dla czytelników. Czy naprawdę postrzega Pan rzeczywistość w taki gorzki i ironiczny sposób?
Ironiczny – owszem. Gorzki – chyba nie do końca. Wielu moich znajomych było zaskoczonych po lekturze. Uchodzę za optymistę (serio!), marzyciela i człowieka, który czerpie masę radości ze swoich pasji, których jest kilka. To nie jest zapis mojego widzenia świata, ale opis świata jako takiego, raport z rzeczywistości pozbawionej parawanów, odartej zarówno z bezwartościowego lukru, jak i z tych cennych pozytywów, które jeszcze udaje nam się zachować i pielęgnować. Taka przestroga – co nam zostanie z człowieka i do jakiego poziomu sprowadzimy codzienność, jeśli się zgubimy. Dokąd prowadzi jedna z dróg. Dlaczego uciekać od iluzji, fasadowości, pustych haseł, populizmu, egoizmu i wszelkiego „pseudo”.
Dlaczego zdecydował się Pan na opowieść o życiu, wykorzystując krótkie historie, które łączy niebywale drobiazgowe spojrzenie na świat bohaterów?
Ponieważ rzeczywistość finalnie zawsze pozostaje mozaiką takich drobiazgów i detali. Ponieważ siła tych drobiazgów – na pozór nieistotnych, a w dodatku cudzych, nie naszych przecież – jest potężna, przerażająca i nie zdajemy sobie z tego do końca sprawy. Determinują, motywują, niekiedy zaś przeciwnie – podcinają skrzydła. Z punktu widzenia jednostki/bohatera zawsze są ważne, czasem tak bardzo, że wyrastają ponad kontekst i ponad emocjonalny ład. Burzą zdolność holistycznego pojmowania rzeczywistości i swojego w niej miejsca, tworzą niebezpieczny wyłom na wykluczenie, alienację, poczucie dyskomfortu, strach, niepewność, agresję, wrażenie braku spełnienia i budowanie fikcji.
Pozwoliłem sobie także na ten eksperyment z formą z innego powodu. Mam wrażenie, że współczesny Czytelnik jest człowiekiem skrajnie zabieganym i cierpiącym na deficyt czasu. Krótka forma to odpowiedź na ten stan rzeczy.
Czy planuje Pan zmierzyć się w przyszłości z innym gatunkiem literackim? Pracuje Pan nad czymś nowym?
Tak i tak. Nie zapeszamy, trzymamy kciuki
Zatem trzymamy i bardzo kibicujemy. Pana literacki wzór i autorytet?
Przede wszystkim Szczypiorski – za porywający styl, warsztat, język balansujący na granicy emocjonalnego chaosu i przerażającej precyzji człowieka, którego doświadczenie uprawnia do sądów w kategoriach ostatecznych. Ale także za odwagę, przenikliwość spojrzenia, łamanie stereotypów, humanizm, wrażliwość. Za głos. Poza tym także Hłasko, Kapuściński, Barańczak, Krynicki, Zagajewski, Lipska. Dla równowagi – obrazoburczy „mitodestruktor”, kwestionujący kulturowe fundamenty Robert Nye. Przede wszystkim za styl i zabawę tworzywem.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała o to, co Pan czytuje w wolnym czasie.
Właśnie ustaliliśmy, że wolny czas to deficytowe dobro Lista pozycji „do przeczytania” wydłuża się niebezpiecznie. Pierwszeństwo mają ostatnimi czasy: literatura faktu reportaże i biografie, oraz historiografia.
Czym je sobie Pan doprawia? Dobrym ciastkiem, kawą, a może nie towarzyszą Panu żadne nawyki czytelnicze?
Chyba jestem dzieckiem swoich czasów, gdyż w lekturze najbardziej przeszkadza mi… cisza. W pisaniu chyba zresztą też. Zatem w tle obowiązkowo ulubiona stacja radiowa lub po prostu dobra muzyka. Kilka cytatów muzycznych przemyciłem też w „Idealnym miejscu do życia”. Problem z muzyką jest jednak taki, że sama w sobie pozostaje nośnikiem emocji i angażuje odbiorcę. Łatwo więc z zaczytania przełączyć się na zasłuchanie. Zatem płyty raczej z półki „nieangażujące przeszkadzajki”
Dziękuję za miła rozmowę i życzę spełnienia marzeń oraz wielu sukcesów nie tylko tych literackich.
To ja dziękuję. I do przeczytania.
Brak komentarzy do “Wywiad z Marcinem Szmelem”